Od soboty jestem prawie szczęśliwym posiadaczem VFR 750 94r
Ogólnie moto z okolic Kraśnika. Pojechałem z kumplem, obczailiśmy wszystko w miarę możliwości, przejechałem się no i kupiłem.
Przejechałem 150km do domu, wszystko cacy, pięknie, zawieszenie, biegi, sprzęgło, MOC no po prostu bajka. Po drodze 2 przerwy, jedna na fajkę a druga na stacji, moto pali na dotyk. W domu wypiłem kawę i po około 20 min stwierdziłem że jadę się przejechać....no i tu przechodzimy do meritum sprawy.
Moto po około 5 km. zaczęło prychać i zgasło i od tamtej pory nie pali.
Dzwoniłem do gościa, ale nie bardzo mi pomógł,ponoć jemu nigdy się to nie zdarzyło.
Wykręciłem 2 świece te do których jest łatwy dostęp, świece mokre..iskra jest choć wydaje mi się że nie jest to zdrowa iskra-strasznie skacze na boki..w MZ 250 mam ładniejszą.
Wkręciłem z powrotem i nic, moto nie pali, a jak bardzo długo kręcę to tylko strzeli z tłumika że mało głowy nie urwie.
I teraz co to może być????
-Świece??? Ponoć wymieniane 3 tyg. temu na NGK ( z resztą widać że nowe), a jakby padły to od razu 4??? i to nowe.
-Moduł zapłonowy??? Jakby padł to by chyba w ogóle żadnej iskry nie było tak?
Dla pewności sprawdziłem pompkę paliwa, i po przekręceniu rozruchu pluje paliwem więc ok.
Nie mam pojęcia, szczerze to się trochę załamałem. Początek przygody z VFR i taka lipa wyszła.
Nie sądzę żeby sprzedawca coś ukrył przede mną, zwłaszcza że sam do mnie dzwoni i stara mi się pomóc, podpowiedzieć co mogę sprawdzić...z resztą przejechałem nią spory kawałek drogi i wszytko było jak w bajce.
Bardzo proszę o pomoc


