Strona 1 z 2

Z kieliszeczka? Z kufeleczka? Czy tez może z naparsteczka?

: śr 13 kwie 2011, 10:58
autor: Kawa
W związku z tym, ze w ostatnim czasie zauwazam duza motywacje u niektorych ownersow do poglebionej dyskusji na tematy egzystencjalno-swiatopogladowe oraz w zwiazku z tym, ze dawno nie bylo nowego ciekawego topicu proponuje nastepujacy temat.

Kiedys zapraszajc na fajfe lub inna prywatke, do szczescia potrzebny byl sprzet grajacy, ogoreczki oraz wodeczka. Pilo sie z musztardowek, literatek, strzelalo sie lornety a czasami pilo z naparstkow. Dla niektorych dzien plynal od 13:00 do 13:00, bo o tej porze otwierano sklep monopolowy. Niektorzy spozywali na miejscu, inni kitrali w barku spodzeiwajac sie gorszych czasow.

W obecnych czasach wybor jest nieporownywalnie wiekszy, obok wodeczek czystych i kolorowych, sa łiskacze, burbony, tekile, saki, likierki, wisnioweczki, cytryoweczki, browarki jasne, przeniczne, pasteryzowane lub nie, dwuslodowe i dlugo wazone, do tego cala paleta win slotkich, polslotkich, wytrawnych i polwytrawnych, szerry itd. itp. W czym gustujecie i czy nie martwicie sie o zmierzch polskiej kulutry spirytusowej?

PODYSKUTUJMY :biggrin

PS. Zapraszm tez oczywiscie binia i krzystofa, zawsze chetnie poczytam, jak to sie pije w kregach kleru, terrorystow, politykow i dyktatorow :mrgreen: ;-)

: śr 13 kwie 2011, 11:30
autor: Pawelr851
Gdy ide na jakas impreza i ma byc ostro to tylko czysta, nie bawie sie w zadne winka pifka i inne wynalazki bo kac na drugi dzien murowany... czysta z soczkiem tylko !! zadne napoje gazowane na przepitke bo bedzie KAC!!

Ale generalnie mam dostep do bimberku pierwsza klasa i jak mam wybierac miedzy wodeczka ze sklepu a samogonkiem to wogole nie ma sie and czym zastanawiac! W smaku i mocy KPN (koniak pedzony noca) przebija wszytko!! Taki jest dobry :D:D

A jak ma byc spokojnie to pifko jedno albo dwa (niestety nie moge wiecej bo zaladek jest pelny i sie nie miesci:/ ) Jakis winiaczek czy łiskacz w malch ilosciach, bardzo chetnie :)

A tak to bimberek :D:D

: śr 13 kwie 2011, 12:08
autor: Łysolek
na pierwszym zacnym miejscu zawsze Jan III Sobieski :mrgreen:
drugie to łiski najlepiej Jaś Wędrowniczek lub ta lidlowa z lodem lub kolą oraz Jack Daniels ze Sprajtem
trzecie miejsce wszystko inne :D

jedyne czego nie rusze to greckie Uzo i Krupnik (jak zauważyła moja Szanowna) :???:

: śr 13 kwie 2011, 12:15
autor: stoodent1
A ja wina :D ostatnio pozazdrościłem Zbyszkowi i Porto posmakowałem :D oczywiście w ślad za Porto, Malaga mmm
Na studenckiej imprezie nigdy nie brakło Jabłuszka Sandomierskiego oczywiście musiało być schłodzone :D
A tak po za tym to piwko ostatnio Magnus Śliwkowe (niebo w gębie) i smak młodości(e no młody jestem chodzi jak szczylem byłem) PERŁA LUBELSKA :D
A czysta mmm tylko na weselu ;)

: śr 13 kwie 2011, 12:34
autor: juhass
Ciekawy temat ;)
Ja w sumie podobnie- z piw to zdecydowanie te z małych browarów. Z dostępnych powszechnie i raczej wszędzie to (kolejność nie przypadkowa):
1. Perła Lubelska
2. Kasztelan niepasteryzowany
3. Okocim zielony
Ale i tak wolę dziwne wynalazki niewielkich browarów- ostatnio mocno gustuje w Raciborskim Zielonym i Ciechanie miodowym. Tylko ciężko je dostać.
Z win najbardziej półsłodkie, wytrawne i w ilościach raczej niewielkich.
Wódeczka- dla mnie każda smakuje podobnie raczej, ogólnie nie przepadam, jak już to Tequila. No i głowa boli na drugi dzień bo mnie szybko łapie.. ;)

: śr 13 kwie 2011, 12:40
autor: VFRKrzysztof
Ooooo, następny prowokator! Niby zagaja o piciu, a tak naprawdę chodzi mu o to, żeby wszcząć kolejną dyskusję o klechach :-) No to zaczynamy :-) Należy przyznać, że z faktu, iż żyjemy w klechistanie, wynika jedna korzyść, a mianowicie dopuszczalny limit alkoholu we krwi kierowcy. Drzewiej limit ten wynosił 0, co klechów bardzo wkurzało, gdyż jak wiadomo lubią sobie golnąć. Czasem też muszą wychylić lampkę wina podczas wykonywania obowiązków służbowych i ten fakt był wykorzystywany przez esbecję do nękania tych nielicznych klechów, którzy nie byli agentami. Czasy wtedy były inne, kościoły nie stały w każdej wsi, wiosce, osadzie i kolonii, i czasem klecha musiał zaturlać się swoim ubogim mercedesem do jakiejś wiejskiej kapliczki, aby dla miejscowego ludu odprawić modły. A po modłach za rogiem czekała esbecja, wyciągała alkomacik, klecha dmuchał, esbecja zabierała prawko, mercedesika odwoziła na parking i klecha musiał zapindalać piechotą, jak to tysiące lat temu robili apostołowie, co niezwykle było wkurzające, gdyż klechy w ogóle niczego nie robią tak, jak to robili apostołowie. A gdy komuna odpuściła a organizacja watykańskiego okupanta w naszym kraju urosła w siłę, to załatwili sobie (i przy okazji nam wszystkim) podniesienie limitu do 0.2 promila. A w takim na przykład szczęśliwym laickim kraju, jak Czechy, limit wynosi 0. Sam nie wiem, co lepsze :-)
W kwestii samego picia mogę powiedzieć, że najciekawsze moje doświadczenie to pijaństwo w samolocie. W dawnych dobrych czasach firma moja karmicielka sponsorowała dwa samochody w wyścigach Porsche Supercup, które to wyścigi odbywają się razem z F1. Dzięki temu miałem co roku bilety dla klientów i to nie na trybunę gdzie siedzi się doopskiem na trawie, ale VIP-owskie z wstępem do pit lane i pełnym wypasem. Tak się złożyło, że do Walencji lecieliśmy Spanairem chyba w dwa dni po tym, jak się rozwalił samolot Spanaira w Madrycie. Goście przyjechali do Warszawy, poszliśmy na kolację, siedzimy sobie w knajpie, jemy, pijemy i któryś pyta, czym lecimy. Ja na to, że do Monachium Luftwaffe, a potem do Walencji Spanairem. Na to oni zgodnie chórem, że choćby skały srały to oni do tego samolotu nie wsiądą, a już na pewno nie na trzeźwo. Trzeba było kolegów przygotować do podróży, więc kolacja przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Rano wszyscy jak zombie na lotnisku pierwsze kroki skierowaliśmy do sklepu, gdzie każdy kupił butelkę gorzkiej żołądkowej, bo to gładko wchodzi bez zapojki. Wsiadamy do Luftwaffe, przychodzi stewka i pyta, czego się napijemy, a my na to, że poprosimy po dwa piwa, bo następny lot mamy Spanairem i na trzeźwo do niego nie wsiądziemy. Helga zrozumiała, dała nam po dwa browarki, a potem jeszcze po jednym. W Monachium wsiedliśmy do Spanaira i natychmiast odkręciliśmy gorzką żołądkową. Imprezka się rozkręcała aż do momentu, gdy jakiś Helmut, co siedział za nami, uprzejmie poprosił, żebyśmy się nieco uciszyli. Ja po niemiecku mówię tak sobie średnio, ale jakoś tak mi się udało mu odpowiedzieć, że jak jestem na wakacjach to Niemcy mi przeszkadzają, bo żłopią browary i drą japy, więc teraz nadszedł czas odwetu, znaczy się ja mogę mówić głośno, a on ma maulhalten. Helmut niestety nie przyjął tego do wiadomości, tylko poszedł poskarżyć się stewce. Stewka przyszła, skonfiskowała wódkę i poprosiła o ciszę. Na szczęście mieliśmy więcej :-) Ale trzeba było się bardziej pilnować, bo stewka przechodziła co chwilę i sprawdzała, czy jest spokój. W końcu stwierdziła, że trzeba zneutralizować prowodyra całego zamieszania i kazała mi się z sobą udać do tyłu samolotu, gdzie pod jej nadzorem siedziałem grzecznie i piłem wodę niegazowaną. Jak aeroplan wylądował to stewki wyszły z nami z samolotu i na płycie lotniska się z nimi żegnaliśmy. Sytuacja przekomiczna, 150 osób stało w autobusie, a myśmy parę minut się z nimi obściskiwali, przepraszali i żegnali. Jak wytrzeźwieliśmy to uświadomiliśmy sobie, że to się mogło smutno skończyć, ale widocznie nie było bardzo źle, a poza tym to było przed wyczynami Jana Marii Rokity :-) A wspominamy tą historię do dziś.
Kolejną ciekawą podróż miałem wracając ze Zjednoczonych Stanów. Wsiadłem na JFK do naszego nieLOTa, usiadłem na siedzeniu i od razu doopsko mnie rozbolało, bo siedzenie było zdezelowane. Oni tych dużych benków nie remontowali, bo czekali na dreamlinery i te samoloty wyglądały w środku jak pekaesy 30 lat temu. Poprosiłem stewkę, żeby mnie przesadziła na inne miejsce, a ona do mnie wyjechała z paszczą, że się czepiam. W końcu znalazła dla nas inne miejsca, ale wciąż była obrażona. Aeroplan wystartował, stewki rozdały żarcie, zrobiły jedną rundkę z drinkami, zrobiły drugą rundkę z drinkami i mówiły, że jak ktoś chce dolewkę to zapraszają do tyłu samolotu. Jak mnie ktoś zaprasza, to będąc człowiekiem kulturalnym, nie odmawiam. Podreptałem do tyłu i trafiłem akurat na tą naburmuszoną. Mówię więc kobiecie, że wdzięczny jestem za zmianę miejsca, to nowe jest lepsze, ale nie idealne, doopsko jeszcze trochę boli więc chętnie przyjąłbym jeszcze jakąś dawkę środków znieczulających. Wtedy ona nagle się odmieniła, uśmiechnęła się i zaczęła rozmawiać jak biały człowiek. Powiedziała, że jest wkurzona, bo wielu pasażerów narzeka na te siedzenia, a ona nie może wszystkich przesadzać, dlatego petentów traktuje z buta, żeby inni nie mieli odwagi prosić. I tak sobie zaczęliśmy gawędzić, najpierw ona mi robiła drineczki, potem jak już się zorientowałem, za którymi drzwiczkami jest wódka, a za którymi soki, to przeszedłem na samoobsługę. W ten oto sposób przeleciałem nad Atlantykiem siedząc na podłodze, sącząc bloody mary i gadając z miłą kobietką. Aż przyszła szefowa pokładu i powiedziała, że tego pana już nie obsługujemy. Eeeech, piękna przygoda, ale to uz se nevrati, bo w nieLOTcie teraz dają tylko jednego drinia, a za następne każą płacić.
O piciu w Rosji nie ma co pisać, bo w porównaniu z podniebnymi imprezami to nuda jest :-)
A w ramach offtopu w offtopie fotka z Walencji:


Obrazek

: śr 13 kwie 2011, 12:46
autor: śliniak290
Więc to bedzie jakoś tak;
1. Samogon
2. Czysta
3. Tequila
4. Piwto
5. Winto

a żeby szybko się zwalić ; wiśniówka + piwko

: śr 13 kwie 2011, 13:52
autor: sajko12
Na codzień piwo z puchy, większa imprezka - czysta, czysta, czysta!!! :pijepiwo

: śr 13 kwie 2011, 14:04
autor: jm31
1. Złota gorzka. 2. Balsam. 3. Cytrynówka. 4. Żurawinówka. 5. Czysta. 6. Słynny mamrot, który w letnie uroczystości, schodzi skrzynkami jak ciepłe bułeczki i trafia w różne zakątki Polski. Nie wiem jak wy, ale u mnie jest to rzadkie, ale jak już jest, to na bogato.

: śr 13 kwie 2011, 15:17
autor: scibor
Po ostatniej wizycie kurtuazyjnej listonosza czystej mam dosc na lat kilkanascie.
Codziennosc okraszona dwoma piwami jest na porzadku wieczornym.
Dla uwydatnienia podnioslosci chwili miody pitne od dwojniaka wzwyz (trojniak w ostatecznosci i na dobicie)
Wina zdecydowanie czerwone (slodkie i wytrawne, bez polsmakow) na imprezach u profanow.

: śr 13 kwie 2011, 15:31
autor: klosiewi
jeśli mam pisać prawdę, całą prawdę i tylko prawdę to nieoficjalny ranking:
1. Wino, tanie, drogie byle bylo owocowe
2. Wino, tanie, drogie byle bylo owocowe
3. Browar z puchy :mrgreen:

: śr 13 kwie 2011, 18:06
autor: Dresik
Kawa, jestem z Ciebie dumny :mrgreen: Bałem się, że gdy wyjadę do Białej i będę miał utrudniony dostęp do sieci- forum zostanie uśpione... Tymczasem Ty dzielnie przejąłeś moje obowiązki! Niech no Cię uściskam :hugs

Ja lubię napić się pifka do grilla, nie pogardzę też łychą :biggrin Chętnie napiję się również odrobiny winka, takiego nie tańszego niż 10 zł. Prawdziwy szampan jest fe, ale wino musujące raz do roku w noc sylwestrową też lubię...

Za to KOMPLETNIE NIE ROZUMIEM CO FAJNEGO JEST W PICIU CZYSTEJ. Ani to nie smakuje, ani nie ma efektów lepszych niż inne, smaczniejsze alkohole, ani nie pomaga uniknąć kaca (ja np po whisky kaca nie mam, po czystej owszem) I dlatego kompletnie nie trafia do mnie ten fenomen czystej wódki. Co więcej, drażni mnie picie czystej tylko dlatego, że inni tak robią, albo że taka tradycja, albo że to po prostu takie "słowiańskie". Wali mnie to. Już wolę samogon jakiś

Może i to kontrowersyjne ale czystej mówię stanowcze NIE

:biggrin :biggrin :biggrin

: śr 13 kwie 2011, 18:53
autor: Arnold
Ja to się może nie wypowiem za dużo z moim doświadczeniem ale tak jak dresikowi, czysta mi nie podchodzi. Prędzej jakieś kolorowe. Chętnie drinki w różnorakiej specyfikacji. Bardzo chętnie jakieś piwka. To będzie Tyskie, Lech, Kasztelan, Okocim Zielony. Najlepiej butelkowe. Tak to wygląda z grubsza u mnie. ;-)

: śr 13 kwie 2011, 18:58
autor: Tomek Grudziądz
Ja to tak:jesień,zima-wódeczka
wiosna,lato-piwko
Dresik pisze:CO FAJNEGO JEST W PICIU CZYSTEJ. Ani to nie smakuje,
Jak by smakowało to znaczy że masz problem ;-)

: śr 13 kwie 2011, 19:09
autor: sams0n
Ja na szczęście jak już piję a dość rzadko to robię GIN z cytrynką i szwepsem;) to z mocniejszych a tak wina - wszelakie od tanich po te drooogie , białe tylko schłodzone nawet w zimie. Czerwone od wytrawnych po samą słodycz. Po ostatniej mojej wizycie w Malborku polubiłem miody pitne wypiłem tyle że zacząłem czuć jak "wali" mi serce i taki był efekt uboczny. Następnym razem może odezwie się śledziona:).