Od wczoraj same pozytywy. Leciałem do Moskwy przez Hamburg. W Hamburgu do czekających na boarding wyszedł kapitan i powiedział, że samolot się zepsuł, a w Lufthansie jak samolot się zepsuje to nie lata, więc muszą znaleźć inny, nie zepsuty. Naród buchnął śmiechem i wszyscy w dobrych humorach czekali godzinę. Następny już się nie zepsuł i jakiś szybki był, bo doleciał tylko pół godziny po czasie. Bałem się, że nie zdążę na umówioną kolację z klientem, ale zdążyłem. Do kolacji standardowo była wódka, a na zapojkę standardowo było piwo. Standardowo wódka Russkij Standart, najlepsza na świecie. Rano wstałem uśmiechnięty, bez żadnych dolegliwości, a russkij towariszcz zadzwonił do mnie w południe z informacją, że zdycha. Polska górą! Dzień spędziłem pracowicie na ciekawych spotkaniach, z których wynika, że w tym roku zarobimy duuuużo dolaruf. Przemieszczałem się metrem. Moskiewskie metro jest najlepsze na świecie. Jedyny mały negatywik był taki, że nie miałem czasu na porządny obiad i musiałem przekąsić w:
