To oczywiście trochę wynika z branży, ale przede wszystkim z rodzaju organizacji i strategii rynkowej. W mojej branży tzw. regionalny kierownik sprzedaży w jednej firmie odpowiada za sprzedaż w trzech województwach w Polsce, w innej firmie człowiek na tym samym stanowisku ma Europę i obie Ameryki, a ja mam sześć krajów. Ten pierwszy zapindala samochodem 60 tysięcy km rocznie, ten drugi rusza doopsko zza dużego biurka w Niemczech parę razy w roku na targi w Hanowerze, Moskwie, Dubaju, Chicago i Sao Paulo, a ja cały czas zapindalam po tym swoim poletku plus magazyn w Holandii parę razy w roku plus fabryka w Stanach raz w roku. A pomimo, że nie mam do czynienia z Niemcami, to na niemieckich lotniskach bywam najczęściej, bo do firmy karmicielki w Holandii najbliżej jest z Dusseldorfu, a do Rosji czasem taniej jest lecieć przez Niemcy, niż bezpośrednio, a firma matka karmicielka każe latać tanio. I wychodzą z tego takie tygodniowe trasy jak np. Lufthansa Warszawa - Hamburg - Moskwa (bo taniej, niż bezpośrednio), dwa dni w Moskwie, Aeroflot Moskwa - Perm, wylot o pierwszej w nocy (bo tanio i Aeroflot, innymi ruskimi latam niechętnie), dzień w Permie, następnego dnia Lufthansa Perm - Frankfurt (wylot o czwartej rano, czyli o północy naszego czasu, z międzylądowaniem w Niżnym Nowgorodzie) - Warszawa. Ten tydzień poniedziałek rano Warszawa - Dusseldorf (firmowe spotkanie w Holandii), wtorek Dusseldorf - Budapeszt (targi), piątek Budapeszt - Warszawa. Przyszły tydzień poniedziałek - piątek Warszawa - Moskwa - Warszawa bezpośrednio (bo bilet kupowałem dwa miesiące temu i było tanio). Kolejny tydzień poniedziałek - czwartek Warszawa - Hanower - Warszawa samochodem (bo chcę sobie polatać po niemieckich autobanach i kupić porządny proszek do prania). Kolejny tydzień poniedziałek Warszawa - Monachium - Sztutgart (dni otwarte u zaprzyjaźnionego producenta maszyn), czwartek Sztutgart - Frankfurt - Leningrad (bo przylatuje szef szefów ze Zjednoczonych Stanów i chce się spotkać z klientem w Leningradzie), piątek Leningrad - Warszawa bezpośrednio (bo na szczęście tanio). Kolejny tydzień od niedzieli do piątku targi w Poznaniu. Kolejny tydzień Stany. I tak prawie co tydzień

Aaaa i jeszcze jedno. Firmowe reguły to rzecz święta, a jedna z reguł mówi, że gdzie możesz polecieć, tam leć, a nie jedź samochodem. Zdarzają mi się odstępstwa od tej reguły, ale jako lojalny wyrobnik na usługach amerykańskich imperialistów staram się reguł przestrzegać i do Gdańska i Pragi częściej latam, niż jeżdżę. Do Pragi najczęściej Luftwaffe przez Monachium, bo wychodzi taniej, niż nieLOTem lub pepikolotem bezpośrednio. Raz do Gdańska wychodziło taniej przez Kopenhagę, ale po głębokim namyśle poleciałem bezpośrednio

I w ten sposób od początku roku nazbierało się 38 lotów (licząc pojedyńcze odcinki), a do końca czerwca będzie jeszcze 12. W wakacje w robocie plaża, więc tylko sobie z małżonką polatamy za darmo za nazbierane mile

A wrzesień i październik to prawdziwa rzeźnia. Dusseldorf (bo pewnie po wakacjach szef zarządzi spotkanie w Holandii), Jekaterinburg (pewnie pepikolotem przez Pragę, bo najwygodniej), Hanower (jakoś z przesiadką, bo bezpośrednio z Wawy nie ma). Moskwa (pewnie bezpośrednio, bo już znam datę, więc wcześnie i tanio kupię bilet), Dniepropietrowsk (pewnie austriakiem przez Wiedeń). Ciężka robota, ale jakoś trzeba zarabiać na chleb i paliwo do VFRki.

Qrrr... nażarłem się gulaszu, nażłopałem palinki i spać nie mogę. Trzeba wypić browara, może pomoże
